poniedziałek, 7 kwietnia 2014

#16 Drzemie w nas człowiek (a wcale nie jesteśmy w ciąży)

 Achh, jak cudownie jest pisać do was w ten słoneczny dzień.Uwielbiam, kiedy na zewnątrz wszystko aż tętni życiem. Dzień spędziłam aktywnie jeżdżąc na rowerze, a za chwilę pójdę malować studnię, ponieważ nieco zmizerniała i potrzebuje troski.
(czy drewniana obudowa studni jest czymś w rodzaju futrzanego płaszcza? No wiecie, jest nieżywym drzewkiem, a pełni funkcje dekoracyjną...)

Dzisiaj rano postanowiłam uwolnić swoją wewnętrzną mamę i zrobić to, co zrobiłaby ona w wolny od pracy dzień. Zagotowałam jajka i ustawiłam czas na pięć i pół minuty, aby wyciągnąć z garnka pyszne, wylewające się żółtko z mięciutkiego białka. Okazało się, że w chlebaku czekała na mnie bułka z ziarnkami, więc przekroiłam ją na pół i postawiłam na zielonym talerzyku. Do kubka z kotami nalałam mleka i już byłam gotowa do uwieńczenia dzieła jajkami, które, ku mojej rozpaczy, nie spieszyły się do osiągnięcia oczekiwanego przeze mnie stadium półtwardości.
Kiedy byłam gotowa, wzięłam pod pachę książkę i rozsiadłam się na balkonie. Promienie słoneczne oświetliły kafelki i już wiedziałam, że ten dzień będzie udany. Oczywiście nie mogło zabraknąć mojego (niezbyt pocieszającego) komentarza na temat warstwy ozonowej. No bo który mieszkaniec planety nie rozmyśla o niej podczas śniadania? ;> Gdyby nagle zniknęła, rozpuściłabym się wraz z krzesłem jak jajko, które rozprowadziłam nożem po kanapce ze względu na to, że gotowały się zbyt krótko i konsystencją przypominały keczup, a nie wzorcowe półtwarde jajuszko.
Pozostała jeszcze jedna kwestia porannego rozmyślania- ptakochody. Czym są ptakochody? :) Wyobraźcie sobie wróbelka, który lecąc w stronę gniazdka wydaje dźwięki Chevrolet'a. Stado gołębi brzmiałoby jak motory na zlocie motocyklowym. To wszystko prowadzi do wniosku, że świat byłby piękniejszy, gdyby ptaki wydawały dźwięki samochodów.

I nareszcie dochodzimy do momentu, w którym zaczynam pisać na temat dzisiejszego posta. Jego tytuł jest dosyć absorbujący, nieprawdaż? No bo jak to tak trzymać w sobie drugie ciało nie wiedząc o tym ni kapkę? A tu ci mankament!
Otóż pewnego dnia, a w zasadzie nocy, myślałam o tym, co się ze mną dzieje podczas snu. Po zaśnięciu znikam i budzę się po kilku godzinach z wyrwą w życiorysie. Dopiero po chwili zastanowienia orientujemy się, że tak naprawdę te "kilka godzin" trwało długo, a my nie jesteśmy w stanie określić stanu, w jakim byliśmy podczas snu.
I tu rodzi się pytanie- co się działo przez ten czas? W sensie fizycznym leżeliśmy spokojnie w łóżku, a w sensie psychicznym wirowaliśmy pomiędzy fałdami mózgowymi. Według mnie należy dołożyć do świata niematerialnego kolejną kwestię, a mianowicie dzielenie ciała z drugą osobą.
Co jeśli zasypiając, przenosimy się do drugiej osoby, która akurat rozpoczęła swój dzień? Oznaczałoby to tyle, że działamy na dwa fronty. Jeśli teraz nie śpisz, powinieneś się domyśleć, że ta druga osoba aktualnie śpi, by za kilka godzin wstać i zamienić się z tobą... hmm, nie wiem czym. Po prostu to coś wędruje sobie pomiędzy wami dając życie i pełną świadomość.

A co ze snami? Uważam, że mogą to być urywki z życia drugiej osoby. To może dlatego tak rzadko widzimy w nich swoją twarz? Nie wiadomo, kim aktualnie "sterujemy", więc oblicze musi pozostać zagadką.
Jak już wspominałam- organizm człowieka jest cudowny i wierzę, że nawet takie szaleństwa mogą istnieć w przyrodzie. Co myślicie na ten temat? Czy podoba wam się koncepcja podwójnego życia? 







czwartek, 27 marca 2014

#15 Obalam anatomię!

Boli mnie udo, boli mnie matematyka. Trudny jest żywot trzecioklasisty miesiąc przed egzaminami.

Co u was słychać? Mnie bolą palce od klikania w klawiaturę; cały wieczór poświęciłam na tłumaczenie angielskiego użytkownikom z pewnej strony internetowej. Udało mi się również przekonać dziewczynę do ćwiczeń, które pozwolą jej pozbyć się tkanki tłuszczowej bez konieczności wizyty u chirurga. Czegoż to kobieta nie zrobi dla wyglądu? Osobiście nie dałabym się pociachać.

Skoro mówimy już o aspektach anatomii człowieka, wprowadzę was w temat tajemniczego miejsca, jakim jest ciało człowieka. Działamy jak maszyny- tu nerwy, tu żołądek, a tam śledziona. Mogłoby się wydawać, że jesteśmy wręcz nierealni.
Dzisiaj skupimy się na tym, co mamy w brzuszku. W większości są to narządy odpowiedzialne za trawienie pokarmu. O każdym mogłoby się mówić latami; są niesamowite. Zachowują się tak, jakby były świadomymi istotami żywymi osiedlającymi nasz organizm. A co jeśli to prawda? Może pełnimy funkcje budynku mieszkalnego? Nerwy są jak linie telefoniczne, dzięki którym palec u stopy może powiedzieć mózgowi, jak się czuje, a jelito grube gawędzi z wątrobą o jej dzisiejszym zgromadzeniu albuminy.

Jest jeszcze druga wizja organizmu człowieka, mianowicie siedzi w nas pies. W końcu każdy z nas zna to uporczywe ssanie, kiedy czujemy głód. Burczy nam w brzuchu i ogólnie mówiąc mamy ochotę na zjedzenie zawartości najbliższej lodówki. Niedawno pomyślałam, że dźwięki wydobywające się z mojego organizmu przypominają warczenie psa. I wtedy narodziła się myśl o wewnętrznym szczeniaku. Co jeśli będąc głodnym, nasze nereczki, żołądek i jelitka zamieniają się w zwierzaka? Tylko w taki sposób mogłyby zwrócić na siebie uwagę. Pies warczy, a warczenie wydobędzie się na zewnątrz budynku i właściciel w końcu nakarmi mieszkańców.

Resztę rozmyślań pozostawiam wam :)

Dodatek specjalny
Czy wiedzieliście, że kolory to iluzja? Tak naprawdę wszystko co widzimy jest nieprawdziwe. Nasz mózg koloruje świat, ponieważ uważa to za prawidłowe. Przykładem może być film wstawiony poniżej. Wpatrujcie się w czarną kropkę na środku obrazu, a kiedy pojawi się wam fotografia, nie odwracajcie wzroku. Po chwili nieźle się zaskoczycie!


Dzieje się tak dlatego, że nasze receptory w oczach męczą się, a następnie zastępują barwy neutralne na te, które uważają za stosowne do użycia. Przez kilka chwil widzimy kolorową fotografię, która w rzeczywistości jest szara. Magia, prawda? Własny mózg robi Cię w konia!





poniedziałek, 24 marca 2014

#14 Przerażone autobusy

Witajcie! Świeżo po prysznicu, w błękitnej niczym letnie niebo koszuli, zabieram się za pisanie posta. W zasadzie jest dwanaście minut po północy, a więc za niecałe sześć godzin powinnam wstać do szkoły. No cóż... mam dzisiaj nastrój do pisania.
Ostatnio się rozleniwiłam. Rzadko otwieram worda i prowizoryczny szkicownik, choć mam tyle wolnego czasu. Może wydać się to zaskakujące, ale nawet nie używam Kochania (czyt. teleskopu). Potrafię całe dnie przeleżeć z laptopem na kolanach. Książki czytam skrawkami, a więc od dwóch tygodni wcinam jedną i tę samą... to trochę straszne.
Może to ta wiosna tak na mnie oddziaływa? Znikąd pojawiły się pierwiosnki i szczypiorek. Chociaż gdyby to przemyśleć, to cieszę się ze szczypiorku. Jest świetnym dodatkiem do kanapek i ziemniaków. Ale żeby tak nagle? Bez ostrzeżenia? A gdzie śnieg? Matka natura musi się świetnie bawić!

I tu budzi się pytanie- dlaczego mówię o pogodzie, kiedy w tytule mamy "przerażone autobusy"? Dlaczego się boją? Kogo? Skąd ja to wiem? Ha, bo nimi jeżdżę! Codziennie biegnę na przystanek dwie minuty przed odjazdem, ostentacyjnie wymachując plecakiem lub parasolką, jeśli takową zabrałam na szaloną wyprawę do szkoły. Kiedy zajmuje miejsce, śmieję się do znajomych i radośnie sapię z przejęcia. "Zdążyłam, zdążyłam!" Taaak....pracuję nad punktualnością, ale jak widać, efektów brak. Zawsze muszę wyjść kilka minut przed odjazdem.
Znowu odbiegłam od tematu przerażonych autobusów. No cóż, taka już jestem... mówię i mówię. Powinnam zostać raperem. W zasadzie zostałam już nazwana Małym Jołkiem, który w przyszłości osiągnie cel i zostanie dumnym hiphopowcem. Napisałam nawet kilka piosenek...
Zgaduję, że większość z was jechała już kiedyś autobusem. Pomijając dźwięki otwierania drzwi Solarisów (które przypominają wystrzał Iron Man'a), jesteśmy w stanie rozpoznać inny odgłos. Mianowicie- ciągły krzyk. Autobusy mają to do siebie, że przy odpowiedniej prędkości wychodzi z nich jęk, który klasyfikuję do jęków strachu. Mam wrażenie, że te pojazdy nie lubią swojej pracy. Ba, one się boją prędkości! Co byście zrobili, gdybyście mieli przyczepione do stóp kółka, stojąc na górze klifu? PRZED PŁASKĄ NAWIERZCHNIĄ PROWADZĄCĄ PROSTO W OTCHŁAŃ? DO OKA MORDORU???  Osobiście uważam, że dorównywałabym skalą głosu pile mechanicznej.

A co na to autobus? On ma z tym do czynienia na co dzień. O biedne, niezrozumiane! Jak można im pomóc? Czy macie jakieś propozycje? Z chęcią usłyszę od was pomysły i sugestie. Hmm, słucham? :>



sobota, 8 marca 2014

#13 Mówimy NIE sprzedawaniu kwiatków

Nieco ponad dwie godziny temu obchodziliśmy święto kobiet. Większość mężczyzn wyruszyła rankiem do kwiaciarni, aby podarować płci pięknej symboliczny kwiatek. Sama dostałam dwa cudne tulipany, które na pierwszy rzut oka wyglądają na zadowolone ze swojej doli. Lecz czy na pewno?

Nie mam nic przeciwko sprzedawaniu roślin w doniczkach.Są przynajmniej w 82% szczęśliwe, a przytulająca ich korzenie ziemia zapewnia im bezpieczeństwo. Za to te, które kupujemy z dumnie sterczącą wstążką na łodyżce podpierającej barwny kwiat, nie są według mnie okazami zdrowia. Uważam, że są w stanie agonii, ba, nadzwyczajnie powolnej agonii. Kwiaty te zostały pozbawione korzeni, a bez nich nie są w stanie żyć. Umierają. Czy takie traktowanie roślin jest ludzkie

Nie można tłumaczyć się brakiem zdolności mowy naszych zielonych przyjaciół. Być może potrafią się komunikować, ale ludzie nie odbierają tego jednoznacznie. Zostają zabijani, aby trafić do szklanego wazoniku w pokoju głównym. 

Aby poprzeć swoje zdanie, przytoczę kolejny argument. Pozwólcie, że porównam różę do człowieka. Odcinając korzenie, odbieramy jej szanse na przeżycie. Ona umrze w przeciągu kilku dni. A co jeśli pozbawilibyśmy człowieka nóg? Jasne, wykrwawiłby się. Z tętnic wypłynęłaby gorąca krew w kolorze dojrzałego jabłka i spłynęłaby niczym sok do wazoniku, w którym byśmy go umieścili. Osoba ta straciłaby przytomność, a kolorem przypominałaby kartkę papieru.
Dokładnie to samo czeka bezbronną różę.
Wiem, że ilustracje podobne do tej robią na ludziach większe wrażenie, bo wyobrażają sobie coś, co dobrze znają. Gdybym powiedziała, że motylowi odpadł czułek, nie wzbudziłoby to w was podziwu. Dzięki czułkom motyl słyszy, odczuwa zapach i  drgania powietrza. Bez nich jest żywą przynętą, która w ciągu najbliższych kilku minut zostanie porwana na części przez mrówki. Dopiero teraz współczujecie motylowi.


Dzisiejszy post miał być odrobinkę weselszy, ale jak widać, moja mroczna połowa przemówiła. Pozostawię was z tą myślą do przyszłego tygodnia, ponieważ jest wpół do trzeciej nad ranem, a moje ciało domaga się snu. 

czwartek, 30 stycznia 2014

#12 Ananasy

Co sądzisz o tym, że za każdym razem, kiedy jemy ananasy, to ananasy jedzą nas?

"Duży, soczysty owocostan wyrasta na szczycie krótkiej łodygi wyrastającej z rozety kolczastych liści."
czy ananas jest owocową alternatywą człowieka? jeśli tak, to istnieje prawdopodobieństwo, że nami MANIPULUJE. tak. czeka nas zagłada. ananasy są zbyt bystre na prymitywne życie, a więc przez lata obmyślały plan. zawarte w nich enzymy wykorzystały przeciwko ludzkości w bardzo prosty sposób: przełykane części owocu aktywują się, by po chwili w połączeniu z kwasami żołądkowymi śladowa ilość uzyskanych komóreczek przedostała się do krwiobiegu. zadowolony z posiłku człowiek nie jest świadom, że od tego momentu rozpoczyna się jego proces regeneracji. ananas pochłania ludzkie komórki zamieniając je w energię potrzebną do powielania reszty jednostek, by mogły powoli zamieniać ciało w owoc.
na szczęście ananasy nie przewidziały jednego- proces regeneracji trwa równo 144 lata i potrzebnych jest dwanaście owoców, aby się powiodła. jak na razie możemy być spokojni, lecz warto zachować czujność. kto wie, może właśnie w tym momencie jesteś już w ośmiu procentach ananasem?

(Jestem na tyle leniwa, że skopiowałam to wszystko z innego portalu, z którego korzystam. No nic, w końcu ktoś musi przestrzec świat przed ananasami!)

________________________________________________



Jak zatem wytłumaczyć pozytywne skutki spożywania tego owocu? Jeśli przyjęliśmy, że jest naszym wrogiem, należy dokładnie prześledzić jego poczynania. 

1. Ananas łagodzi ból gardła.
Wprowadzone do organizmu kawałki owocu neutralizują pieczenie dzięki wcześniej wspomnianej aktywacji. W trakcie jej trwania wytwarzają pole, które działa niczym znieczulenie. No nieważne, ananas nie planuje poprawiania stanu zdrowia człowieka. Pewnie nawet nie wie, że to robi.

2. Rozpuszcza skrzepy krwi.
Tego chyba nie trzeba tłumaczyć, prawda? Dostarczona do krwiobiegu dawka ananasowych ciałek eliminuje komórki ludzkie, które nie są jeszcze w pełni dojrzałe, aby rozróżnić erytrocyty od zwykłych białek, lipidów i najzwyczajniej w świecie wpada w taki zakrzep i go zjada. 

3.Pomaga zwalczać chorobę wieńcową.
Warto wiedzieć, że choroba wieńcowa to niedokrwienie serca.  A co ma do tego ananas? Otóż wiele! Jak już wspominałam, to bardzo bystry owoc. Wie, że mięsień sercowy jest strategicznym miejscem i stara się go uchronić przed wszelkimi niedogodnościami losu. Ananas uważa, że człowieka należy pielęgnować, aby regeneracja przebiegła prawidłowo.

4. Usuwa cellulit. 
No a po co ma się kobieta przejmować grudkami na nogach? Niech się cieszy i nie dołuje, bo przecież każdy wie, że dołki mogą doprowadzić do samobójstwa- pomyślał ananas.


UWAŻAJMY NA ANANASY!